Mo¾e informacji? Jak to dobrze chomikowa† na dysku stare magi. Kiedy czˆeka opada niemoc tw¢rcza, kiedy jego zdolno˜† kreacji kuli ogon i idzie spa†, chowaj¥c si© w najczarniejszy zak¥tek m¢zgu, czˆek zawsze mo¾e odpali† sobie dajmy na to "Legenda #5" i przyssa† si© do czyjego˜ artykuˆu. Jak ja poni¾ej. Przysysam si© oto do tekstu Tomika/Addict pod tytuˆem "Uzale¾nieni od informacji". Tekst jest niestety o niczym. Dobrze speˆnia swoje podstawowe zadanie, czyli dorzuca te par© kilo do zawarto˜ci maga, ale niestety nic ze sob¥ nie niesie. Szkoda, bo temat ciekawy i a¾ si© prosi, ¾eby go poci¥gn¥†. Tomik tym czasem produkuje banaˆy, w dodatku banaˆy w najbardziej znienawidzonym przeze mnie stylu. W du¾ym skr¢cie jego artykuˆ traktuje o pozytywach i negatywach zjawiska "szumu informacyjnego". Schemat jest prosty: najpierw piszemy, ¾e autorytety robi¥ nam wbrew i wymy˜laj¥ jakie˜ zagro¾enia. Potem piszemy, ¾e w sumie mo¾e i zagro¾enia jakie˜ s¥, ale i tak prawda le¾y po˜rodku. Mamma mia, za takie stwierdzenia powinno si© zakuwa† w dyby. Prawda nigdy nie le¾y po ˜rodku, tylko le¾y tam, gdzie le¾y. Dlaczego miaˆby to by† akurat ˜rodek? Sugerujesz Tomik, ¾e prawda jest ciaˆem w r¢wnowadze? Czy Tomik czytaˆ "Bomb© megabitow¥" Lema? To jest akurat ksi¥¾ka o tym, o co mu chodziˆo w tek˜cie popeˆnionym dla "Legenda". Wiem, Lem na niekt¢rych dziaˆa wymiotnie, na mnie czasami te¾. Kiedy czytam po raz kolejny, co to Stasiek wymy˜liˆ w "Summa technolgiae", kiedy nikt na ˜wiecie jeszcze nawet nie my˜laˆ o tym, o czym Lem ju¾ my˜le† skoäczyˆ, robi mi si© troch© ¾al. Po przeczytaniu "Bomby" uczucia miaˆem te¾ mieszane. Byˆem wyznawc¥ Internetu, wydawaˆo mi si©, ¾e sie† jest absolutn¥ rewelacj¥ bez skazy i wara tam dziadkowi Lemowi od technologii, kt¢rych nie rozumie. Potem mi przeszˆo. Zauwa¾yˆem, ¾e ˆatwo by† wyznawc¥ Internetu w Polsce. Polacy s¥ bardzo entuzjastycznie nastawieni do tego wynalazku, a to dlatego, ¾e go nie maj¥. Dosˆownie. Dost©p do sieci w naszym wesoˆym kraiku ogranicza si© do kilkuimpulsowych poˆ¥czeä via 0202122 wypeˆnionych modlitw¥ do serwera TP SA o nie zrywanie poˆ¥czeä i regularnym (tak co 30 sekund) sprawdzaniem czasu trwania transmisji. Wtedy Internet wydaje si© by† czym˜ pi©knym i poci¥gaj¥cym, jak ka¾dy cukierek, na kt¢ry ka¾¥ nam patrze† przez szybk©. Otrze«wienie przychodzi z chwil¥ uzyskania swobodnego, czy w miar© swobodnego dost©pu do tych cudowno˜ci. Okazuje si©, ¾e cukierek ma lekko gorzki smak, w dodatku jest twardy jak cholera. Spam. Mielonka. Kto to wymy˜liˆ, ja akurat lubi© mielonk©? Lubi©, ale nie w nadmiarze. Tymczasem wystarczy wysˆa† kilka post¢w na grupy dyskusyjne, ¾eby poczt¥ zwrotn¥ otrzyma† oferty kupna wielu ciekawych rzeczy, zaci¥gni©cia rewelacyjnie oprocentowanych kredyt¢w czy wypr¢bowania genialnie pono† dziaˆaj¥cej ma˜ci na wydˆu¾enie penisa. Bomba. Pytanie tylko, sk¥d tajemniczy Kto˜ wie o moich problemach z kredytami, nie wspominaj¥c ju¾ o kompleksie dˆugo˜ci? Odpowied«: nie ma o tym zielonego poj©cia. Po prostu seryjnie wysyˆa e-maile, licz¥c na to, ¾e by† mo¾e w jednym przypadku na dziesi©† trafi. Por¢wnuje si© to cz©sto do wkˆadanych do skrzynek pocztowych czy rozrzucanych przed drzwiami reklamowych ulotek. Nic bardziej bˆ©dnego. Wyrzucaj¥c ulotk© do kosza nadwer©¾am wyˆ¥cznie sw¢j i tak ju¾ przechodzony kr©gosˆup, pobieraj¥c spam nadwer©¾am sw¢j portfel, o kt¢ry dbam przecie¾ o wiele bardziej. Przychodzi taki moment, kiedy czˆowiek zaczyna si© zastanawia† czy uczestniczenie w dyskusjach na grupach jest warte zachodu. To zastanowienie jest o tyle gˆ©bokie, ¾e si©ga a¾ samych podstaw dziaˆalno˜ci Usenetu. Po co dyskutowa† z kim˜, kto caˆy urok dyskusji postrzega w walce na sˆowa, co niekoniecznie oznacza "argumenty". Do niekt¢rych argumenty nie trafiaj¥ w og¢le, gotowi zgin¥† byle wysˆa† ostatniego posta w w¥tku. Topic zaczyna ¾y† ¾yciem wˆasnym, szybko przeksztaˆcaj¥c si© w seri© osobistych wycieczek pod adresem adwersarza (po polsku: "zjeb¢w"). Taka wirtualna pojechanka. Zaczyna szumie†. Tomik powoˆuje si© w swoim tek˜cie na przykˆadowego komputerowca, kt¢ry - tu cytat - "jednocze˜nie czyta e-maile, bierze udziaˆ w dyskusjach na ircu, ogl¥da strony WWW, pobiera programy i sˆucha muzyki". Efekt? Przykˆadowy komputerowiec tak na prawd© nie robi ¾adnej z tych rzeczy. Drugi efekt? Najprawdopodobniej mamy modelowy przykˆad funkcjonalnego analfabety, dumnego czˆonka spoˆeczno˜ci zrzeszaj¥cej kilkadziesi¥t procent populacji Rzeczypospolitej. Dociera do niego mn¢stwo informacji, z czego tak naprawd© nie jest w stanie wyˆuska† i zanalizowa† ¾adnej. Jednym uchem wleciaˆo, drugim wyleciaˆo. Co si© wtedy dzieje? Przykˆadowy komputerowiec w og¢le daje sobie spok¢j z przyjmowaniem i analiz¥ jakichkolwiek danych i rzuca si© w wir dyskusji na IRC-u lub portalowych forach. Tam nie trzeba my˜le†. Wystarczy pisa†. Sens niekonieczny. Zaˆ¢¾my nawet, ¾e przykˆadowy komputerowiec ju¾ si© na co˜ zdecydowaˆ, po˜wi©ciˆ chwil© przykˆadowej uwagi przykˆadowemu tematowi. Powiedzmy ¾e interesuj¥ go pingwiny. Wrzuca "pingwiny" do Googla i ma pi©†set tysi©cy odno˜nik¢w. Pytanie od kt¢rych pingwin¢w zacz¥†? Przydaˆaby si© sztuka analizy informacji, tylko sk¥d j¥ wzi¥†? W szkole kuˆ na pami©†, ¾e pingwin ma tak¥ a tak¥ nazw© ˆaciäsk¥, ¾e przeci©tna rozpi©to˜† skrzydeˆ waha si© w takich a takich granicach i ¾e nad pingwinami pracowaˆ wielki polski uczony. Nikt go nie nauczyˆ jak weryfikowa† poprawno˜† i kompletno˜† danych, jak odsiewa† plewy od zbo¾a. Robi to na wˆasn¥ r©k© albo nie robi w og¢le nic, zdaj¥c si© na to, co mu Google podsunie na pierwszej stronie wynik¢w. To jest wˆa˜nie ten szum. Wielo˜† informacji tak naprawd© oznacza brak informacji. Tomik powoˆuje si© na "peˆniejszy obraz sytuacji". Bym si© kˆ¢ciˆ. Je¾eli jedna strona twierdzi, ¾e pingwin jest ssakiem a druga ryb¥ i obie s¥ o tym ˜wi©cie przekonane, to jak zdecydowa† si© na kt¢r¥˜ z opcji? A jeszcze dochodzi strona trzecia, kt¢ra twierdzi ¾e pingwiny s¥ z Marsa a ¾¢ˆwie z Wenus... Jedn¥ z przewag medi¢w tradycyjnych jest fakt ich powszechnej dost©pno˜ci. Ka¾da bzdura mo¾e by† natychmiast zweryfikowana, tymczasem w Internecie szans na to nie ma ¾adnych. Maˆa stronka mo¾e sobie wisie† latami i nikt tego nie zauwa¾y. Autor stroniczki mo¾e produkowa† dowolne bzdury i nikt go w tej produkcji nie jest w stanie ogranicza†. Wiem, wiem, wolno˜† sˆowa, wolno˜† wypowiedzi - to wszystko prawda, tylko potem nie dziwmy si©, ¾e w Internecie szumi. Tomik koäczy sentencj¥ "Nie chodzi tutaj o pot©pianie rozwoju techniki". Czemu nie? Czasami warto. Czasami technika p©dzi szybciej ni¾ czˆowiek kiedykolwiek b©dzie w stanie. mr. byte